-Zatrzymaj się.
Wykonał moje polecenie.Wysiadłam jak najszybciej z auta i pobiegłam ( w miarę możliwości w tych butach) do karetki.Leżał tam mój ojciec.
-Co się stało?
-A kim pani jest?
-Ja byłam to znaczy jestem jego córką.
-Ktoś podpalił biuro pani ojca.Nikt nie pomyślał o nim i nie miał możliwości ucieczki.Jedziemy właśnie do szpitala i spróbujemy go uratować.-powiedział sanitariusz zamykając mi przed nosem drzwi do karetki.Nie wiedziałam co zrobić.Nienawidziłam go.Nie wiedziałam co robić.Stałam tak i patrzyłam przez dłuższą chwilę w miejsce gdzie zniknęła mi z oczu karetka.Harry podszedł do mnie.
-Co zamierzasz.
Nie odpowiedziałam mu.Stanął na wprost do mnie i mnie namiętnie pocałował.
-Nie powiem ci ,że wszystko będzie dobrze ,ale powiem ci ,że wszystko się ułoży.Nie wierzę ,żeby tak przyjaźnie nastawiona do świata kobieta,tak mądra i piękna miała cały czas przesrane.Zobaczysz ,wszystko się ułoży.
Wtuliłam się w jego tors nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.Zwykłe dziękuję nie odda tego jaka jestem mu wdzięczna.Wsiedliśmy do auta.
-Gdzie chcesz jechać.
-Jedźmy do El.
-Dobrze kochanie.
Po 10 minutach byliśmy pod ich domem.Drzwi otworzył nam Lou.Weszliśmy i udaliśmy się do salonu.W domu był także Niall.
-Witaj tatusiu.-powiedziałam głosem dziewczynki.On się zerwał i patrzył na mnie jakimś dziwnym spojrzeniem.Nigdy jeszcze nie widziałam takiego spojrzenia.Było w nim współczucie,smutek ,ale i zarazem radość i miłość.
-Jak się czuje Nicol?
-Jutro wychodzi ze szpitala razem z naszymi dziećmi.
-Jak je nazwaliście?
-Oscar,Katy i Łucja.
-Przepięknie.Założę się ,że będziecie wspaniałymi rodzicami.Pozdrów Nicol ode mnie.
-A nie możesz sama tego zrobić?-zapytała z lekkim uśmiechem Eleanor.
-Niestety nie.Przepraszam.-powiedziałam i poszłam do łazienki.Chwilę później ktoś zapukał do drzwi.
-Kochanie mogę wejść?
-Tak.
-Musimy pogadać.Jedziemy do domu?
-Dobrze.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy.Pojechaliśmy do domu.Usiedliśmy w salonie.
-Czemu powiedziałaś ,żeby pozdrowił Nicol.Czemu ty tego nie możesz zrobić?
-Wyprowadzam się.Tak jak powiedziałeś.
-Ale ...
| D.Kwiatkowski |
-Jesteś tego pewna.
-Nie .Wiesz kto to zrobił?
-Tak.
-Powiedz mi.
-To mój kuzyn.Dawid.
-Ale dlaczego?!
-Wiem tylko,że dawno go nie widziałem,bo się wyprowadził.I to,że przyjechał tu bo ma jakiś interes.
-Idę się spakować.
-Dziękuję za wszystko i żegnaj.-szepnęłam mu do ucha.
-To ja ci dziękuję.Wiesz,że nie poradzę sobie bez ciebie.Jesteś całym moim światem.Żegnaj.
Pojedyncze łzy spływały mi po policzkach.Nie pocałowaliśmy się na pożegnanie. Oboje tego nie chcieliśmy.A może mi się tak tylko wydawało.Szłam do samoloty.Łzy cały czas spływały mi po policzkach.Od czasu do czasu odwracałam się i spoglądałam w jego kierunku.On odprowadzał mnie wzrokiem.Wsiadłam do samolotu.Po chwili wystartowaliśmy.Nie chciałam opuszczać Londynu.Miałam tam za wiele wspomnień.Po 3 godzinach doleciałam do Polski.Zamówiłam taksówkę i pojechałam pod adres ,który dał mi Harry.Nie miałam na nic ochoty.Samochód stanął pod willą w Gdańsku.Dałam kierowcy wynagrodzenie po czym odjechał.Weszłam do domu.Zaniosłam walizkę do sypialni.Otworzyłam ją , a na samym wierzchu zobaczyłam moje zdjęcie i Harry'ego na wakacjach w Chorwacji.A na tym zdjęciu liścik."Pamiętaj ,że nigdy nie przestanę cię kochać.Na zawsze zamieszkałaś w moim sercu.Nic się nie zmieni.Już za tobą tęsknię.Nie zapomnij o mnie.Kocham cię.Na zawsze twój Harry <3"Łzy zaczęły płynąć strumieniami.Przycisnęłam zdjęcie do klatki piersiowej jakby to miało mi pomóc.Nie wiedziałam co zrobić.Jak to teraz będzie.Nagle...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz